26.10.2012

jednak Polska

Parę razy zbierałam się do napisania, ale za każdym razem pojawiały się we mnie dziwne uczucia i odpuszczałam. Nawet nie umiem ich dokładnie opisać, 'dziwne' to chyba najlepsze określenie. W każdym razie, właśnie przeczytałam komentarz Kasi, co ze mną, co postanowiłam i stwierdziłam, że wreszcie się przemogę i napiszę.
Zostałam.
Jak to plany nagle mogą się zmienić. Jesteś daleko stąd, daleko od bliskich i wszystko wydaje ci się możliwe, że nic nie ma granic. Wracasz, czujesz bliskość, czujesz się znowu tak bezpiecznie i na swoim i te wszystkie plany nagle wydają ci się totalną głupotą, jakby szalonym snem. Studia też mi się jeszcze takie wydają, gdy siedzę sama w swoim pokoiku i powtarzam 'kalamun kalamun lałhun lałhun daftarun" itd... Jednak, czuję się szczęśliwa, bo robię co chcę, jestem bardziej niezależna, jestem na swoim, mam swoją rodzinę, nie ma skrępowania. I mam mojego P, który zdecydowanie stanowi część mnie i bez którego ja to nie ja ( boże, cicho, wiem, jak to ckliwie brzmi, ale tak jest, no ).
Wiem, że jakbym pojechała, dałabym sobie radę, przyzwyczaiłabym się i może rzeczywiście otworzyłabym sobie tam przyszłość. To nie to, że nie poradziłabym sobie, że się bałam. To to, że usiadłam na spokojnie i pomyślałam, co jest dla mnie naprawdę ważne, czy naprawdę stawiam siebie na pierwszym miejscu czy jednak osoby, które kocham i ich obecność są dla mnie ważniejsze.... No i zdecydowałam.
Jednak zawsze mogę pojechać znowu jako au-pair w wakacje, do tej samej rodzinki, mam nadzieję.
Zawsze po licencjacie mogę na siłę zaciągnąć P do Francji i zacząć tam życie. Nie zrezygnowałam z Francji, po prostu odsunęłam ją dalej w planach.
Tymczasem jednak choruję, badania krwi, prześwietlenia... jednak ten kaszel nadal od sierpnia nie zostawił mnie w spokoju. I siedzę w moim domu, prawdziwym domu i w sumie martwię się, że robię sobie już nieobecności i zaległości na studiach (cooo, już umieć opowiadać czytankę po arabsku ?! ), ale ostatecznie muszę coś z tym zrobić, bo 4 miesiące duszenia się, to już za dużo.
I tyle u mnie.
Dzieci zamieniłam na książki, życie od weekendu do weekendu na wszystkie chwile z bliskimi, pracę na córkowe pasożytnictwo. : )

ps. Ale nadal odwiedzam Wasze blogi, jak mam chwilę ; )

2.10.2012

Stuck in the middle

Utknęłam w martwym punkcie.
Jestem w Polsce, w domu, w swoim łóżku. Palę papierosa, słucham The Beatles, liczę godziny do spotkania z P. 
Zrobiłam porządki w szafie. Po co, skoro za dwa tygodnie wyjeżdżam ? 
Boli mnie brzuch. I głowa - od myślenia.
" A może to była zła decyzja, a może lepiej jakbym pojechała do Torunia, wałkowała ten arabski i miała bliskich koło siebie ? Może jednak nie jestem taka silna, samodzielna ? " 
Zaczynam myśleć, że pojadę na ten rok - tak. A potem, może jednak wrócę ? Ale w takim razie, po co pojadę ? Miałam jechać, żeby stworzyć sobie start na studia we Francji.

Miłość jednak komplikuje wszystko. 

27.09.2012

Co u mnie w Polsce ? + Wnioski








Żyję, nie mam czasu Wam komentować, pewnie nadrobię to po powrocie do Francji, do Montpellier. ;) Teraz staram się nacieszyć moją Polską, jak tylko mogę. W sumie i tak większość znajomych wyjechała na studia i nie mam zbyt dużo ludzi do wychodzenia. 
Mała fotorelacja, gdyż zakupiłam nowy telefon :D 
Naszyjnik i bransoletka - prezent od dziewczynek. 

Myślałam, że przytłoczy mnie szarość płockich reali, ale strasznie się zdziwiłam, bo cieszę się każdym dniem tu, wszystko jest takie 'moje'. Pewnie to dlatego, że mam świadomość, że niedługo znowu wyjeżdżam. 

Co z perspektywy 'po' mogę powiedzieć...
Nauczyłam się sporo, dojrzałam, dorosłam, zdobyłam jakieś doświadczenie. 
Widzę różnicę w poziomie angielskiego i francuskiego, ogromny krok do przodu w płynności mówienia. Czuję się bardziej samodzielna, wiem, że stać mnie na więcej niż myślałam wcześniej. Potrafię coś zrobić i nie jestem taka nieodpowiedzialna jak myślałam. Odnalazłam się tam i zniosłam te 4 miesiące. Chociaż nie, zniosłam, to złe słowo. Ja je tam przeżyłam. Bo znieść można coś złego, a to kompletnie nie należy do złych doświadczeń. Wybawiłam się, pozwiedzałam, poznałam świetnych ludzi. 
I dla wszystkich, którzy myślą nad tym, aby wyjechać jako au-pair - ruszcie tyłek i szukać rodziny ! :D


26.09.2012

Powrót do Polski

Fleetwood Mac -Go Your Own Way i inne depresyjne utwory

Jest 22;22, 23 września. O 3 w nocy mam autobus z Bordeaux. O 1;30 wyjeżdżam z Hostem z domu. Z DOMU - naprawdę w pewnym sensie tak mogę powiedzieć o tym miejscu. Nie chcę się rozpisywać, bo się rozkleję, a dużo wysiłku mnie kosztowało powstrzymanie łez przy żegnaniu się z dziewczynkami i przy dawaniu im prezentów. Aż mi się ręcę trzęsły. A co do prezentów - najstarszej dałam książkę z przepisami na różne rzeczy zawierające cukierki smarties, młodszej karty z koniami, które kolekcjonuje, malutkim po książeczce, a Hostom kartkę "na szczęście" z krótkim listem. Za to starsze dziewczynki same z siebie też kupiły mi prezent. Bransoletkę + komplet - naszyjnik i kolczyki. I aż się zdziwiłam, bo naprawdę mi się podobają ! Poza tym, poprosiłam Hostkę, żeby kupiła mi parę francuskich serów i, że w domu oddam jej pieniądze, na co ona, że to prezent. Oprócz tego dała mi również tradycyjne ciasto z tego regionu + kolejna butelka pineau. Łącznie w walizce mam 3 butelki alkoholu, a w podręcznej torbie z jedzeniem jeszcze jedną. Wszystko waży chyba milion kg. W busie w sumie nie pilnują tak limitu, ale nie zmienia to faktu, że stres jest, bo nie uśmiecha mi się dopłacać. Ale wracając do prezentów - poza tym, oddali mi pieniądze za połowę kosztów związanych z biletami, oraz dostałam "parę" euro więcej przy ostatniej wypłacie. Jak to Hostka powiedziała " a to tak.. no nie wiem, a tutaj masz tak po prostu więcej " : )
Na koniec mała sesja w moim pokoju, Blanche, która chodziła z Nintendo DS i z aparatem i na każdym kroku robiła mi zdjęcia, na moje szczęście, część jest rozmazana : D
Miałam takie cholerne szczęście trafiając na nich, nie mogę powiedzieć ani jednego złego słowa na nikogo. Nawet na Hosta, który parę razy psioczył mi nad uchem, że za dużo siedzę przy komputerze ; ) I naprawdę, łzy mi się w oczach zbierają, jak myślę, że jutro nie obudzę się w łóżku. Że nie obudzi mnie płacz dziewczynek. Po kolacji Hostka dała mi buteleczki dla małych, mówiąc, że o, Marika zrobi Wam ostatnie 'biberons'. Jak to dziwnie zabrzmiało. Ostatnia kolacja, ostatnie buteleczki, ostatnie dobranoc. Jak wrócę do Francji, muszę ich odwiedzić. No i poza tym, oczywiście zaraz po powrocie Skype z nimi. I tak mi smutno, jak pomyślę, że malutkie coraz lepiej zaczęły mówić moje imię...
4 miesiące, boże jak to szybko minęło ! Pamiętam dokładnie jak wsiadałam do autobusu myśląc jak to będzie, nieszczególnie się martwiąc. Pierwszy dzień tutaj, wyjście do miasta, jak wszystko było obce, a teraz jak się dziwię, że w ogóle mogłam się tu zgubić. Jak na początku kiwałam głową do Jeanne i Blanche, niekoniecznie rozumiejąc ich szybką paplaninę z milionem informacji, a jak teraz bez problemu rozumiem wszystko, jak mogę to skomentować jak mogę oglądać z nimi filmy, rozumiejąc wszystko - WOW ! Jak na początku wstydziłam się i nie rozumiałam poczucia humoru Hostów, a które potem okazało się nie tak różne od mojego. Jak malutkie nosiły inny rozmiar buta, a teraz już są wystarczająco duże, żeby jeździć jednym drewnianym rowerkiem. Nawet nauczyłam się ostatecznie jak zorganizować dzień pracy tak, żeby na koniec w dużym pokoju nie było kopca z zabawek. Co mi dał ten wyjazd ? Ogromnie dużo, ale o tym napiszę już na chłodno, po powrocie.
I w sumie ten wpis też tak opublikuję, gdyż robię mojemu Patrykowi niespodziankę, który wciąż myśli, że będę na miejscu 29tego września, hihihih, Kocham Cię !
A tymczasem pozostaje mi życzyć sobie szczęścia, żeby tyłek mnie za bardzo nie bolał po tych około 37 godzinach drogi... Mince, ce sera difficile ...




__
po 37 ? Śmiech. Opóźnienie dwugodzinne... W każdym razie, jestem po pierwszej nocy w swoim łóżku. Wczoraj to był szok, ekscytacja, emocje. Dziś ? Dziś zaczyna być dziwnie, począwszy od tego, że zawołałam moją kotkę po francusku i zorientowałam się po fakcie... Gadałam wczoraj od razu po powrocie do domu z rodzinką na Skype, mówiła Hostka, że malutkie wbiegły do mojego pokoju i wołały "aika aika" i rozglądały się po pustym pokoju, a jak mnie zobaczyły na Skype to tak się ucieszyły. :) A Jeanne powiedziała, że dziś będzie o mnie myśleć przy odrabianiu matematyki, haha co mnie naprawdę niesamowicie ucieszyło :D W każdym razie, jest mi naprawdę dziwnie, ale dziwnie nie oznacza źle, w żadnym wypadku.

20.09.2012

trochę zdjęć :)

kocham domki, które są przy morzu, wyglądają jak stare zameczki



bordeaux

bordeaux

bordeaux

pozuję w bordeaux

haha zabytkowy samochod, ktory po paru jazdach się rozłożył, nie polecam !

Dodaj napis


Bradley i Kristina







ochroniarz Victor, ojej ile my mu zawdzięczamy z tych sobotnich nocy ! ;)



tak, w środku jest jeszcze gorzej


17.09.2012

i po urodzinach

Urodziny zaliczam do jak najbardziej udanych. Mimo, że z rana praca, to nawet wtedy dziewczynki były grzeczne. Po pobudce znalazłam w kuchni karteczkę od Hostki z życzeniami, a starsze przy obiedzie "dyskretnie" poinformowały siebie nawzajem, że mam urodziny i zaśpiewały sto lat.
Po pracy otwarcie sezonu w klubie jeździeckim Blanche. Nawet przejechałam się na koniu, co ostatni raz robiłam milion lat temu.
A po powrocie kolacja i miłe zaskoczenie. Kolacja z winem, foie gras, które jedzą tylko na święta i urodziny i już przy aperitif dziewczynki przyniosły mi wielką torbę z prezentem i wszyscy śpiewali sto lat. Podarowali mi śliczną torebkę. A co najlepsze, właśnie planowałam kupić sobie po powrocie do Polski torebkę. : ) Po kolacji ciasto ze świeczkami, nawet malutkie przyszły do mnie na kolana, kolejne sto lat, tym razem po angielsku. I wspólne z dzieciakami zdmuchiwanie świeczek, a potem byłam karmiona przez Adele ciastem. Jeszcze dziś się uśmiecham i mam dobry humor po wczoraj. Spodziewałam się jakiegoś ciasta i tyle. Mega miło mnie zaskoczyli. Potem Hostka przed spaniem przyszła do mnie i spytała, czy na pewno torba się podoba, jak coś to można ją wymienić itd.
A, zdjęć oczywiście nie mam, ale przed wyjazdem poproszę żeby wysłali mi wszystkie zdjęcia na meila, więc po powrocie powstawiam. : )
Za to dziś, wolny dzień, pobudka i widok wkurzonej Hostki, która przywitała mnie słowami "Marika, nienawidzę swojego życia, tragedia, co za beznadziejny dzień, serio "  Haha, a obok niej płaczące maluchy, cała brudna kuchnia i nic ogarniętego.
Tak w ogóle, ostatnie dwa tygodnie i już do końca - pracuję jedynie w środy i weekendy, więc luz pas  : )

15.09.2012

dzisiaj (jutro) twoje 19ste urodziny !

JAKIŚ BAJZEL ZE ZDJĘCIAMI SIĘ ZROBIŁ



13. i mam 19 lat, so let's the party started
12. i wylądowałam tu
11. potem kupiłam bilet 
10 .a po ryku ostatni symboliczny fajek na zajarze

9. potem po milionach wagarów nadeszło zakończenie roku i ryk (wybacz Renia, kocham Cię)
8. zrobiłam się blondynką i nauczyłam kręcić włosy prostownicą, co uważam za przełom w moim życiu
7. potem zrobiło się cieplej, matury coraz bliżej, więc trzeba powagarować na odstresowanie
6. oraz zainspirowana ozdabiałam swój pokój (tęsknię!)
5. W międzyczasie buziakowałam mojego Kota
4. więc skupiłam się na studniówce i jak widać po mojej minie, czułam się jak prawdziwa profesjonalna tancerka
3. potem zrobiło się chłodniej i trudniej
Oczywiście nie mogę się doczekać już powrotu i napisania notki podsumowującej wszystko, co się tutaj działo, ale przed tym, inna okazja do posumowań, które tak lubię. Kolejny rok mojego snucia się po świecie. Mimo, że w sumie piszę tu o au-pair i sprawach z tym związanych i jakoś w miarę się tego trzymam (co jak dla mnie jest bardzo, gdyż posiadam skłonności do sentymentalizmu i blogowego narcyzmu).
Hostka dziś spytała: - " to co, jutro twoje urodziny? "
 - "taaaa"
Moja reakcja. Nie ekscytuję się tym. Nie zerwę się z łóżka, zaglądając na telefon i czytając życzenia ( haha, bo nie mam telefonu, słaby żart ). Zabiegany dzień jutro w sumie, dziewczynki robią piknik z przyjaciółkami, potem otwarcie sezonu w klubie jeździeckim Blanche, nie spodziewam się czasu dla moich urodzin, ale mało mnie to obchodzi. Skupiłam się bardziej na tym, jak minął mi ten rok, czy do czegoś doszłam, co mnie doświadczyło, co dało nauczkę, co straciłam, a co zyskałam. Jest tego bardzo dużo, bo poczynając od tego, że zyskałam dowód osobisty, wraz z nim wszystkie przywileje 'dorosłego', które w konsekwencjach wcale nie okazały się takimi przywilejami.  Ostatni rok liceum dał mi kopa w dupę samym stresem maturalnym, już nie wspominając o wyniszczeniu psychicznym po za nim. Jednak uważam, że na dłuższą metę stałam się dojrzalsza, odporniejsza i nie boję się tak. No i ogólnie, kto by pomyślał rok temu, że teraz, 16 września 2012 w swoje 19ste urodziny będę we Francji, w pracy, będę odpowiedzialna za czwórkę dzieci, będę zdana na siebie i, że będę już planowała kolejny rok w Montpellier ? Na pewno nie ja. I jestem strasznie ciekawa, gdzie i jak spędzę swoje 20 urodziny. (Mimo, że w sumie nadal nie wiem jak dokładnie spędzę te 19ste)
A tymczasem polecę sentymentalnie i trochę zdjęć, które się przewinęły przez ten rok.
1. 18ste urodziny z najbliższymi u boku + pozujemy z buziaczkiem, stylowo


2. potem niby się przejęłam maturą i z klonem "uczyłyśmy się"

13.09.2012

Z perspektywy czasu

Okazało się, że mam wolny dzień, przez co również automatycznie poziom dobrego humoru wzrósł i mnie naszło na wpis. :)
Rano przeurocza pobudka, pierwszy raz obudziłam się, śmiejąc się. Adele uchyliła drzwi, przydreptała do mojego łóżka i uśmiechając się, zaczęła palcem leciutko szturchać mnie po policzku, wołając " Ka ! Ka ! " ( tak, jestem tak cholernie szczęśliwa, że nauczyłam ich mówić do mnie po imieniu (prawie...), a nie mama. Nie jestem już 'maman', ale Ka. Czasami w przypływach geniuszu Maaa-Ka. ) Na co, Host zabrał ją, mówiąc, że Marika jeszcze śpi. Ale po godzinie Hostom znowu nie udało się przypilnować malutkich i śmiejąc się, stały w drzwiach i przyglądały, jak się budzę. I takim oto sposobem przespałam aż do 10tej. Potem jedynie pomogłam Hostce w sprzątaniu, to jest odkurzyłam pokój małych, co zajęło mi z 10 minut.
Potem czytanie i herbata z cytryną. Już nawet nie czytałam na hamaku, jak zawsze. Zaczynam czuć jesień, temperatura spadła poniżej 30 stopni, niebo staje się czasami pochmurne, a krótkie sukienki zaczynają być za krótkie.
Poza tym, wczoraj wreszcie zmobilizowałam się ugotować coś rodzinie na kolację, padło na makaron z łososiem i porem. Mimo moich obaw, że nie trafię w gusta, każdy wziął co najmniej dwie dokładki i makaron znikał w niesamowitym tempie. : D
A tymczasem czekam na jakąś wiadomość od Kristiny, która jutro wyjeżdża, więc pora się z nią pożegnać. Szkoda mi, bo z nią najbardziej się tu zakolegowałam. To z nią tutaj śmiałam się tak, że aż płakałyśmy. Z nią obgadywałam ludzi, z nią narzekałam na to, jak to przytyłam, a potem szłam kupić kolejne słodkości. Z nia wpadałam w szał zakupów i traciłam pieniądze. Bawiłam się w klubach, naśmiewając się z każdych kolejnych typów, którzy próbowali zagadywać. Radziłam się w sprawie kolejnej rodziny na nowy rok i narzekałam. I poza tym mam na sumieniu to, że przeze mnie się rozpaliła i, że pokazałam jej fenomen Lucky Strike'ów klikanych : D

PS. Zamówiłam sobie buty, z okazji urodzin, które już doszły do Płocka i cierpliwie( w przeciwieństwie do mnie)czekają na mnie w moim pokoju. Na razie mogę tylko popodziwiać je przez Skype i boże, jak nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie je włożę :D To był zły pomysł, torturować siebie tak i kupować buty już teraz.


10.09.2012

sunday, bloody sunday

No więc ostatnia niedziela z Kristiną - jedna z gorszych niedziel, zabawa prawie żadna. Widać, że już koniec sezonu, że już zaczęła się szkoła, a ludzie zakończyli wakacyjne odpoczywanie nad morzem. Tak więc, w klubie pustka, nawet proszenie dja o zmianę muzyki nic nie dało. Francuzi, którzy odrazu podchodzili i" oh, akcent słyszę, skąd jesteście?" mimo, że przed chwilą siedział na drugim końcu klubu. Naprawdę zawsze mam wrażenie, że wszyscy gadają o nas i się gapią, gdzie nie idziemy do klubu. Z tym, że czasami nie jest to tylko wrażenie, a prawda, gdyż normalnie rozmawiam z Kristiną po angielsku, tak więc, kochani Francuzi myślą, że mogą sobie o nas gadać bez obaw, że zrozumiemy i to, co uwielbiam, to moment, gdy zaczynam im odpowiadać po francusku i widzę zdziwione miny i " oh, ty mówisz bardzo dobrze po francusku !" - co muszę przyznać, daję mi ogromną satysfakcję :D

A dziś podejście nr. 1 do kupienia prezentów dla bliskich. Boże, nienawidzę tego. Dlatego skupiam się na rzeczach, które kocham - jedzeniu i to takie pamiątki przywiozę :) Jak do tej pory zaopatrzyłam się w cydr i caramel beurre sale. W planach wino, pineau, jakieś sery, francuski majonez i ciastka. I pytanie nr. 1, jak ja to wszystko zapakuję do walizki, gdyż już jak tu przyjeżdżałam, miałam problem z jej zamknięciem.
Jednak autobusy mają swoje zalety( a w sumie to może tylko tą jedną...) ; brak konkretnego limitu wagowego :D

Ah ! I zapomniałam opowiedzieć mojej historii z zeszłej niedzieli:
Byłyśmy sobie w restauracji, gdzie jak chciałyśmy zapłacić, okazało się, że Host, robiąc dla mnie rezerwację, powiedział, że on ureguluje rachunek i postawił mi i Kristinie kolację. Mega miłe to było :) Potem bar, klub no i o piątej wracam do domu, jak zawsze chcę otworzyć drzwi, gdyż rodzinka zostawia je otwarte. A tu - nic. Próbuję z kluczami - nic. Ok, myślę, pewnie za dużo alkoholu. Odczekam. Kolejne próby - nic. Brak telefonu, nie miałam jak zadzwonić do Hostki, żeby mi otworzyła. Stwierdziłam, że poczekam trochę, bo następny dzień, był ich jedynym wolnym dniem wtygodniu i nie chciałam ich o takiej godzinie budzić. Łudziłam się, że bliźniaczki obudzą się wcześniej. Poszłam spać na hamak, ale o 7 rano obudziłam się z zimna i stwierdziłam, że dłużej nie wytrzymam i zaczęłam wydzwaniać dzwonkiem. Okazało się, że Host zapomniał i zamknął drzwi zostawiając klucz w drzwiach.... Gdy Hostka spytała co się stało, ze łzami w oczach powiedziałam" przepraszam, jestem zmęczona' i poszłam spać. Naprawdę, tylko mi takie coś może się zdarzyć. Stojąc przed tymi drzwiami, zastanawiałam się " boże, Marika, to nie może być prawda, nie możesz mieć takiego ogromnego pecha" .... A jednak, co za niespodzianka :D




A tu ja, dumna ze swoich włosów, 
ale jak to zawsze, zrobię loki, a parę godzin później jest to ledwa namiastka tego co na początku.

Przepraszam, że bez ładu i składu, ale wzięłam syrop, a po nim 15/20 minut i padam spać jak zabita. ;)

8.09.2012

Ubezpieczenie ?

Znowu brak czasu na pisanie przez :
a) sprawy organizacyjne
b) czerpanie jak najwięcej z ostatniego tygodnia w towarzystwie Kristiny.

Zaczęłam rozglądać się za biletem do Montpellier ( gdzie będę aupair rok). Znalazłam za około 400 zł z przesiadką w Brukseli, jednak myślę, że może pomęczę się busem i kupię od razu bilet w obie strony, gdyż na święta coś nie wydaje mi się, że znajdę bilet w korzystniej cenie do Polski...
Tym czasem czekam, jak tamta Hostka opłaci mi szkołę i wyślą mi test, matko, tyle czasu bez francuskiej gramatyki...

Poza tym, ostatni tydzień ciągle gdzieś byłam, a to Lunapark, a to plaża, a to restauracja ( i miły kelner, który nie policzył nam deseru :D ), a to nowy klub, a to bar, a to pożegnanie Moniki... A pieniądze lecą i lecą, aż szkoda liczyć ( dlatego też tego nie robię ! ). Więc teraz z Kristiną postanowiłyśmy to ograniczyć i teraz tylko plaża, a jutro już ostatnie wyjście do klubu.

A, jeśli ktoś się orientuje jak to jest dokłądnie z kartą Euro26 i z odszkodowaniem, piszcie ! GDyż wczoraj kolejna wizyta u lekarza i kupienie leków ( i to jeszcze na rowerze... ). Zapalenie tchawicy, antybiotyki i syrop, po którym zaraz zasypiam. Matko, jestem pewna, że jedną z rzeczy, które zapamiętam, to będzie mój niekończący się kaszel !

A tymczasem widzę, że każda po kolei zajmuje się pakowaniem itd, a mi zostało.. nadal 3 tygodnie ! Oh la la !

28.08.2012

i wracamy pracować !

wolne wolnym, a tutaj znowu wracamy do pracy !
w Arcachon było bardzo sympatycznie. Dojechaliśmy, spacer brzegiem morza oraz po molo. Potem kolacja ( naprawdę, to najbardziej kocham w wypadach z tą rodzinką, że zawsze wybierają świetne restauracje ! ) i powrót do hotelu. Miałam pokój ze starszymi, z Blanche i Jeanne. Oczywiście, skakanie po łóżku, szybkie wybieranie łóżek, a potem oglądanie tv. Jednak musiałam im to przerwać, gdyż obiecałam Christine, że nie będziemy za długo oglądać filmu.
Następnego poranka, zostałam obudzona głośnym bum przy moim łóżku, okazało się, że to Blanche spadła ze swojego. Haha, jak zawsze, szczęśliwa. ; )
Śniadanie i wymeldowanie. Pojechaliśmy do Aqualandu, byliśmy tam o 10;30, gdzie o 10;00 otworzyli go, a kolejka była na conajmniej dwie godziny, więc najpierw poszliśmy do parku, w którym była mini farma, gdzie kury, kaczki, - wszystko latało luzem, a moje serce prawie nie stanęło. Zdecydowanie nie było to miejsce dla osoby, którą brzydzą wszystkie ptaki. Natomiast były urocze małe świnki, które zawsze budzą we mnie mega pozytywne odczucia! I pierwszy raz je pogłaskałam !
Do Aqualandu poszliśmy gdzieś dopiero o 15stej i byliśmy z 3 godziny. Ja, jako ogromny fan zamnkiętych zjeżdżalni ( tak...), jako pierwsze co, odwiedziłam butik i kupiłam nowy kostium ( 40 % przeceny !) Ogólnie było naprawdę w porządku.
A ! Przy kolacji, Christine pytała mnie, że no pierwszy raz jestem au-pair i żebym szczerze powiedziała, czy myślałam, że będzie lepiej, czy gorzej, że to się nie wie, na kogo się trafi itd. No, ale nie w tym sens. Oboje z Davidem powiedzieli, że ze mną im jest najłatwiej i im naprawdę pomagam. A trzeba wziąć pod uwagę, że mieli z 7 au-pairek, gdzieś od 8 lat ! Taaaki uśmiech automatycznie mi się pojawił na twarzy : D

A teraz mała porcja małych diabełków:







uczę małą robić dzióbek :D



to ja przed końcem pracy



a gdy zostaje sama w domu, SZAMKA ! 



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...